Złodziejka Książek

Tytuł: Złodziejka Książek (The Book Thief)

Autor: Markus Zusak

Tłumaczenie: Hanna Baltyn

Czyta: Piotr Bąk

Nasza Księgarnia

Rok 1939. Dziesięcioletnia Liesel mieszka u rodziny zastępczej w Molching koło Monachium. Jej życie jest naznaczone piętnem ciężkich czasów, w jakich dorasta. A jednak odkrywa jego piękno – dzięki wyjątkowym ludziom, których spotyka, oraz dzięki książkom, które kradnie. Od momentu wydania powieść znajduje się na szczycie listy bestsellerów „The New York Timesa”. Zyskała również ogromne uznanie krytyki literackiej.(źródło opisu: Nasza Księgarnia, 2008)

Śmierć, która (czy raczej który) jest narratorem, opowiada historię dziewczyny, której dane było dorastać w Niemczech w czasie II wojny światowej. Pierwsze spotkanie Liesel Meminger ze Śmiercią ma miejsce gdy ten (konsekwentnie będę za Zusakiem o Śmierci tej z powieści pisać on) przychodzi po jej młodszego brata a ona sama po raz pierwszy kradnie książkę. Śmierć brata to tylko jedno z doświadczeń, jakich los nie będzie szczędził młodej Liesel: o ojcu, komuniście słuch dawno zaginął a matka właśnie wiezie dzieci, by oddać je, czy później już tylko starsze do adopcji. Ledwie dziewczyna zadomowi się w nowej rodzinie, wybucha wojna… I to właśnie na lata wojenne przypada opowieść Śmierci o Złodziejce Książek.

Powieść Markusa Zusaka nie jest powieścią stricte wojenną. Już raczej powieścią o normalnym życiu w nienormalnych czasach. Właściwie to o próbach uczynienia życia normalnym pomimo nienormalnych czasów. Mimo głodu, strachu, wzajemnej nieufności. Dla tytułowej Złodziejki to właśnie słowa zamknięte pomiędzy okładkami książek stanowią odtrutkę na grozę wojny. Swoją pasją Liesel zaraża mieszkańców miasteczka, w którym przyszło jej żyć, to miłość do książek zjedna jej przyjaciół.

Ale Złodziejka Książek to powieść nie tylko o potędze słowa. To także książka o  dojrzewaniu w trudnych czasach. Dojrzewaniu do miłości, która rozkwita po cichu, początkowo nie uświadamiana. Nie wiem, czy gdyby fabuła rozgrywała się współcześnie taką delikatność uczuć, jaką opisuje Zusak uznałabym za wiarygodną, jednak małym niemiecki miasteczku, w warunkach niewiele lepszych niż te, które panowały w krajach okupowanych przez III Rzeszę, taka miłość wydaje się wiarygodna. Tak samo jak wiarygodna jest dobroć przybranych rodziców Liesel: matki, która potrafi skląć przybraną córkę, urządzić jej tęgie lanie za przewinienia, ale której nie da się nie kochać. Tym bardziej nie da się nie kochać Papy, który początkowo sprawia wrażenie nieudacznika i pantoflarza.

Dotychczas Niemców z okresu II wojny światowej poznawałam jako bezlitosnych okupantów, przerażających lekarzy eksperymentujących na więźniach czy chłopców, którzy szli na wojnę w charakterze mięsa armatniego. Cierpieli mieszkańcy krajów okupowanych przez III Rzeszę, tylko oni ukrywali Żydów z narażeniem życia, to na ich domy spadały bomby, to ich najbliższych wywożono do obozów koncentracyjnych i rozstrzeliwano na ulicach. Zusak pisze o tym, że, szczególnie w drugim okresie wojny, przeciętni mieszkańcy Niemiec nie mieli wiele lepiej. Też cierpieli głód, też musieli iść na wojnę, niektórzy tracili dzieci podwójnie: raz, kiedy te opuszczały rodziców zafascynowane Przywódcą, po raz drugi – gdy ginęły na froncie. Alianckie bomby spadające na niemieckie domy siały takie samo spustoszenie wśród niewinnej ludności, jak bomby niemieckie spadające na wsie i miasta państw alianckich. Co więcej, Niemcy też mieli „swoich” Żydów, których pragnęli ochronić przed śmiercią w komorach gazowych.

Mimo wszystkich zalet Złodziejki Książek, nie przyłączam się do fali ogólnych zachwytów nad powieścią. I nie chodzi mi o zakończenie, które akurat także uważam za bardzo dobre i bardzo prawdziwe. Chodzi mi o dwie rzeczy. Po pierwsze nie lubię spojlerów. Nawet, czy raczej a zwłaszcza, czynionych przez autora. Ja naprawdę wolę być ciekawa, który z bohaterów będzie mi towarzyszył do końca, a z którym rozstanę się gdzieś w po drodze. Tymczasem Śmierć lubi uprzedzać fakty. Właśnie, drugą rzeczą, która nie spodobała mi się w Złodziejce jest narrator. Czemuś kojarzy mi się trochę z wampirem z Miasta poza czasem Enrique Moriela, jednak wampir był tylko jeden, i mógł jednocześnie pojawiać się tylko w jednym miejscu, co było zupełnie normalne. Mniej normalne wydaje mi się, że Śmierć się przemieszcza. Przez jakiś czas był w Auschwitz, przez jakiś czas pod Stalingradem… Odnieść można wrażenie, że gdy armie niemiecka i radziecka starły się pod Stalingradem, nigdzie indziej nikt nie umierał, komory gazowe w obozach koncentracyjnych miały przerwę, bomby spadały na niezamieszkane przestrzenie… Trochę bez sensu, wszak śmierć jest zawsze w każdym zakątku świata jednocześnie. Więc owszem, jestem w stanie wyobrazić sobie ją czy nawet Jego jako narratorkę/narratora (o)powieści ale koncepcji Zusaka nie kupuję. Chyba wolałabym subtelne zaznaczanie wszechobecności śmierci niż upostaciowienie jej.

Interpretacja Piotra Bąka nie zachwyciła mnie. Ale chyba nie każda powieść, nie każde opowiadanie, daje możliwość takiej interpretacji, która potrafiłaby zachwycić. Czasami wystarczy po prostu dobra interpretacja, a jakiekolwiek próby uczynienia jej lepszą mogą tylko zaszkodzić. I chyba Złodziejka Książek należy właśnie do takich powieści. A interpretacja Piotra Bąka była dobra… czyli nie wykluczone, że w tym akurat przypadku, najlepsza z możliwych.

Informacje o Jukka Sarasti

Pełnoetatowa kura domowa.
Ten wpis został opublikowany w kategorii audiobooki i oznaczony tagami , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na „Złodziejka Książek

  1. welkinson pisze:

    Akurat całkiem niedawno skończyłam czytać „Złodziejkę książek”, na którą polowałam, muszę przyznać, dość długo. Byłam szalenie ciekawa tej opowieści, słyszałam wiele opinii, zachwytów, recenzji, powstał przecież film… Ale do rzeczy. Jak dla mnie książka była piękna – jako opowieść o ludziach, którzy zachowują uczucia w obliczu wojny, w obliczu niebezpieczeństw. Sama wojna była obecna, ale jakby z boku – pomijając oczywiście zakończenie, które wycisnęło mi łzy z oczu i to pomimo autospoilerów narratora, które swoją drogą uważam za dość ciekawy zabieg. Nad kwestią upostaciowienia śmierci nie zastanawiałam się od takiej strony, natomiast podoba mi się sam pomysł uczynienia jej narratorem. I w sumie to ciekawe – śmierć, która ma uczucia…
    W niedługim czasie recenzja tej książki pojawi się na moim blogu. Dopiero zaczynam, ale zapraszam w wolnej chwili 🙂
    https://iambiblioholic.wordpress.com/
    Pozdrawiam!

    • jukkasarasti pisze:

      Jak widać zgadzamy się we wszystkich kwestiach z wyjątkiem narratora. Ja naprawdę mam dość Szatana, który potrafi okazywać ludzkie cechy, współczujących zakochanych wampirów czy psychopatów o ludzkich odruchach, żeby jeszcze zachwycać się śmiercią z ludzką twarzą.
      Za zaproszenie dziękuję. Chętnie skorzystam. W wolnej chwili 🙂

Dodaj komentarz